czwartek, 6 lutego 2014

Przedszkole - nie zawsze dobre - ku przestrodze

Jeszcze jeden wpis na temat przedszkola, "ku przestrodze", wpis Olgi
ze strony: http://airbot.net/forum/index.php?action=vthread&forum=6&topic=602

Osobiście jestem przeciwna przedszkolom jako instytucji. Postrzegam je jako swoistą przechowalnie dla dzieci, gdy rodzice muszą iść do pracy. Kiedyś chciałam wysłać dziecko do przedszkola (gdy go jeszcze nie miałam), od momentu narodzin nigdy już o tym nie pomyślałam. 

Mam masę kontaktu z rodzicami i dziećmi przedszkolnymi i osobiście widzę różnice w zachowaniu dzieci przedszkolnych od tych spędzających czas w domu. 
Najczęściej znajomi przyjeżdżają do nas. Największy pokój zmieniliśmy kilka lat temu w swoisty plac zabaw. Znajduje się w nim wielki basen z 6000 kulek (taki jak na kidilandach), duży plac zabaw ze zjeżdżalnią, domek, kuchenka, huśtawka, telewizor, tunel itd. Piszę o tym aby nakreślić środowisko do którego wbiegają dzieci i tam się wszystko dzieje. Po 10 minutach dzieci przedszkolne zaczynają rywalizować, spychają się do basenu, skaczą sobie na głowę, przygotowują pułapki i zasadzki na rówieśników - nie ma w tym nic ze społecznej socjalizacji w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Mnie to szokuje, bo moje dziecko nigdy nie wpada na takie pomysły i samo jest zadziwione takimi zabawami. 
Dzieci przedszkolne trzeba bardzo pilnować, aby sobie zwyczajnie krzywdy nie zrobiły. 
Gdy spotykam się ze znajomymi, których dzieci nie chodzą do przedszkola zabawa wygląda zupełnie inaczej - cicho, przyjemnie bez pomysłów pognębienia młodszego a w atmosferze współpracy. Gdy tak się zastanawiam, to chyba fala nie doszła tylko do szkół ale w pewnym sensie objęła również przedszkola. Dzieci uczą się rywalizacji i to wcale nie w zdrowym tego słowa znaczeniu. 

Patrząc na rodziny, pamiętam te same dzieci sprzed kilku/kilkunastu miesięcy, gdy nie były jeszcze przedszkolakami. Część mam posłała pociechy dopiero w 4-5 roku do przedszkola. Same skarżą się na bardzo niekorzystne zmiany w zachowaniu i psychice pociech - kłótnie, bicie, agresję zachowania aspołeczne. Maluchy z jednej strony są agresywne z drugiej pasywne, wręcz zgłuszone. Niezbyt chętne do nawiązywania kontaktów, jakby sprawdzały nawet dorosłego, na co mogą sobie pozwolić. Gdyby to były 2-3 rodziny to mogłabym powiedzieć, że każdy człowiek, nawet mały się zmienia. Jednak mamy kilkunastu znajomych z dziećmi i oprócz zmian pozytywnych w wiedzy, jeszcze nigdy nie przełożyło się to w tym samym znaczeniu na zachowanie. 


Znam bardzo dobrze przykład przemiłej dziewczynki, cudownej, serdecznej i ciepłej. Moja przyjaciółka, a jej mama posłała ją jako 4-latkę do przedszkola. Przez 6 miesięcy dziecko było "poniewierane" przez rówieśników, bite, wyśmiewane jako najsłabsze w grupie - uczyła się pracy i zasad w grupie. 
Po jakimś czasie sytuacja się odwróciła, owa dziewczynka (nazwijmy ją Marta) stała się największym tyranem grupy. Przełamała się któregoś dnia i gdy znowu popychał ją kolega (jak opowiadała przedszkolanka) odwinęła się pierwszy raz w życiu samochodzikiem, tak, że rozścieła mu wargę. Od tego dnia wszystko się zmieniło. Poczuła siłę i władzę. Ów chłopiec już więcej nie popychał Marty, za to ona "wspaniale" się na nim odgrywała. 
Doszły do tego zupełnie nowe problemy wychowawcze. Zaczęła krzyczeć na mamę, bić pięściami, szczotką, rakietą do tenisa i wyzywać tak, że nie jednemu dorosłemu by to przez usta nie przeszło. Pojawiło się moczenie nocne, koszmarne sny. Marta odeszła z przedszkola, wróciła do domu i teraz jej matka stara się odrobić to co zepsuła owa wspaniała "socjalizacja w gronie rówieśników". Pracują już z psychologiem, odbudowują więzi i zaufanie. Pięcioletnia Marta podczas potkania z terapeutą powiedziała, że teraz jest silna i nie pozwoli mamie sobą rządzić, a matka musi się jej słuchać. 
Przed przedszkolem Marty, spotykaliśmy się z nią często, potem, gdy tak się zmieniła - i nasze spotkania ustały. Podczas ostatniego weekendu, gdy u nas byli widziałam co dziecko potrafi powiedzieć i zrobić matce
Moja córka odmówiła wspólnej zabawy i przez dwa dni bawiła się sama, rysowała i generalnie nie chciała przebywać z Martą w jednym pomieszczeniu. Dziewczynka na siłę dążyła do konfrontacji fizycznej, aby sprawdzić/pokazać, kto jest silniejszy. 
Wiem, można napisać, że to jednostkowy przypadek/błędy rodziców/złe przedszkole/ zbieg okoliczności. Jednak Marta jest jedynaczką w cudownej rodzinie, która wychowała wspaniałe dziecko zanim poszło do przedszkola. Jest córką mojej przyjaciółki więc podwójnie mnie szokuje zmiana jaka zaszła w małym dziecku. 


Dzisiejszy świat zmusza matki do pracy, odbierając im macierzyństwo. Praca w korporacjach odbiera myśli, rodzinność i cierpliwość. Część moich koleżanek dosłownie musi gdzieś pójść z dziećmi w weekend, bo nie są w stanie 'wyrobić' z nimi w domu. Ciężko liczyć na to, że w kilka godzin da się "zmienić/nadrobić/naprostować" problemy, które mogą się pojawić dzięki takiej socjalizacji. 

Mam znajomych wyznających rożne przekonania religijne, należących do wielu kościołów lub zupełnych ateistów. Zmiany w zachowaniu zaszłych we wszystkich dzieciach, w ani jednym przypadku nie są super pozytywne, w najlepszym wypadku do zniesienia. Ale chyba nie o to chodzi ... 


A właśnie, moje dziecko przechodząc obok przedszkola pierwszy raz w życiu patrzyło na biegające stado dzieci. Maluchy się ganiały, piszczały itd. Było normalnie - a moje dziecko patrząc ze łzami w oczach zapytało się mnie, "dlaczego ich mamy ich nie kochają i zostawiły je z obcą panią". TAK MYŚLI DZIECKO, zupełnie inaczej niż dorośli, urzędnicy i ustawy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz