czwartek, 9 stycznia 2014

Jak socjalizować małe dzieci?

Socjalizacja lepsza w domu czy w przedszkolu lub w szkole?



Dr Raymond S. Moore*

Jak socjalizować małe dzieci**



    Jedno z najbardziej zagadkowych i niebezpiecznych kłamstw dwudziestego wieku głosi, że twoje dzieci powinny być jak najwcześniej socjalizowane i kształcone. W tym celu należy posłać je do przedszkola Foto © Marcin Piaseckilub też umożliwić im kontakty z jak największą liczbą rówieśników - im więcej [dzieci w grupie], tym lepiej. 
Na pierwszy rzut oka to wszystko wydaje się tak logiczne, że ty, jako zatroskany rodzic, nie możesz się już doczekać chwili, w której twoje dziecko rozpocznie systematyczną edukację i socjalizację. Tymczasem jest to doświadczenie, którego większość małych dzieci po prostu nie potrzebuje. Małe dzieci to nie to samo, co mali dorośli. Nie myślą, nie działają i nie reagują tak, jak dorośli. W ich przypadku przebieg procesów umysłowych, emocjonalnych i społecznych jest zupełnie odmienny.


    Wartość wczesnej edukacji od dawna jest kwestionowana przez specjalistów [zajmujących się rozwojem] dzieci. Jednakże w długim okresie to mity związane z wczesną socjalizacją mogą być większym zagrożeniem.

Małe dzieci są, co oczywiste, często niezwykle podniecone tłumem rówieśników, ale w wieku przedszkolnym ta ekscytacja będzie dla nich raczej źródłem zakłopotania i zmieszania, a nie drogą do prawdziwego uspołecznienia. Wczesna socjalizacja często tak naprawdę wywołuje tendencje antyspołeczne, robiąc z przedszkolaków małych buntowników, o ile nie prawdziwych neurotyków. W okresie dojrzewania tendencje te wywołują prawdziwe spustoszenie. 


    Dziś, po prawie 75 latach, warunki się zmieniły, ale wrażliwość naszych dzieci pozostała taka sama. Wiele badań dowodzi, że żadna instytucja zajmująca się socjalizacją dzieci nie wywiera tak silnie pozytywnego wpływu ani nie zapewnia takiego poczucia bezpieczeństwa jak rozsądni, konsekwentni rodzice [wychowujący swoje dzieci] w klimacie ciepłego i odpowiadającego na ich potrzeby domu. 

   
    Jako rodzic, powinienem mądrze rozważyć, jakiego rodzaju istotą społeczną chciałbym widzieć moje dziecko. Wielu przedszkolaków może faktycznie zostać „zsocjalizowanych”, ale nie bądźcie zaskoczeni, jeśli rozwiną w sobie negatywne zachowania społeczne. To może się zdarzyć nawet wówczas, gdy nauczyciel czy opiekun jest ekspertem. Z drugiej strony, małe dzieci, którym pozostawiono czas na osiągnięcie naturalnej dojrzałości, z większym prawdopodobieństwem staną się altruistycznymi istotami społecznymi, które zdołały rozwinąć w sobie pozytywne wzorce zachowań społecznych. 

    Jakość społecznych zachowań dziecka zależy nie tyle od liczby dzieci, z którymi zwykło się bawić, ile od jego emocjonalnej stabilności, poczucia własnej wartości i nieegoistycznej troski o innych. Zazwyczaj jest odzwierciedleniem jakości rodzicielskiego przykładu i siły przywiązania do ciepłych, konsekwentnych rodziców.

  

Dr Harold McCurdy z Uniwersytetu Północnej Karoliny przeanalizował dzieciństwo 20 wybranych geniuszy i wyodrębnił trzy czynniki wspólne dla wszystkich analizowanych wybitnych postaci historycznych. Na tej krótkiej liście znalazły się następujące czynniki:
(1) wysoki poziom uwagi skupianej na dziecku przez rodziców i innych dorosłych, wyrażanej w intensywnym kształceniu i, zazwyczaj, ogromnej miłości;
(2) izolacja od innych dzieci, zwłaszcza spoza rodziny;
(3) wybujała fantazja, jako reakcja na dwa wspomniane wcześniej czynniki.

   
Budując pozytywne zachowania społeczne

    Nie jest trudno zrozumieć pozytywne i negatywne wzorce zachowań społecznych. 

Weźmy za przykład matkę, która angażuje swoje dziecko w prace domowe. Z punktu widzenia dziecka bawi się ono "w dom" na najwyższym możliwym poziomie. Kiedy dziecko zaczyna stawiać pierwsze kroki, może nauczyć się odkładać swoje zabawki do pudełka w rogu pokoju. Może pomagać w ścieleniu łóżek rozciągając narzuty i wygładzając prześcieradła. Oczywiście na początku nie będzie zbyt pomocne, ale odrobina cierpliwości pozwoli zasiać w nim ziarna porządku, odpowiedzialności i pracowitości, które przy rozsądnej i konsekwentnej pielęgnacji wydadzą owoce: umiejętność polegania na sobie i altruizm. Rozwinięte w ten sposób silne poczucie własnej wartości jest podstawą rozwoju prawdziwie stabilnego, społecznego dziecka - czy ogólniej: osoby w dowolnym wieku. W chwili osiągnięcia wieku trzech czy czterech lat takie dziecko będzie już potrafiło nakryć i posprzątać ze stołu, licząc noże, widelce, łyżki i talerze, a przy tym rozwijając swój zmysł porządku i ucząc się podstaw arytmetyki. Już wkrótce będzie pomagać przy przyrządzaniu potraw, liczeniu jajek, odmierzaniu mąki i krojeniu jabłek, powiększając przy tym zasób swojej wiedzy i umiejętności. Osiągając wiek ośmiu czy dziewięciu lat - czyli dla większości dzieci najbardziej odpowiedni wiek do rozpoczęcia nauki w szkole - będzie potrafiło posprzątać dom, przygotować, a często nawet kupić jedzenie, wyprasować ubrania, przyszyć guzik i być dla swoich rodziców pomocą, a nie obciążeniem.


    To doświadczenie będzie jeszcze bardziej owocne, jeśli pewną część dnia spędza z dziećmi - chłopcami i dziewczynkami - ojciec. Zaangażowanie we wspólne wykonanie nawet najprostszych zabawek i wspólne czynności takie jak pastowanie butów, mycie samochodu, pielenie ogrodu czy budowa karmnika dla ptaków zostanie później odwzajemnione przez dziecko, pomagając uniknąć buntu, który często można spodziewać się w innym przypadku. Dla małego dziecka zwykły kawałek pomalowanej deski jest wyzwaniem dla wyobraźni. To może być łódka, samochód, ciężarówka; a z drugim kawałkiem deski - nawet samolot. Istotne jest to, że (1) on i tata lub mama zbudowali go wspólnie i że (2) ta zabawka, w przeciwieństwie do większości zabawek, pozostawia jakieś pole dla wyobraźni. Twórcza iskra rozniecona przyjaźnią z rodzicem - czy to matką czy ojcem - buduje w dzieciach tak pożądaną niezależność. Dzieci, które dzielą z rodzicami domowe obowiązki, czują się potrzebne i chciane, a ponadto czują, że ktoś na nich polega. Te doświadczenia są kamieniem węgielnym poczucia własnej wartości i pozytywnych, altruistycznych zachowań społecznych. 
Foto © Marcin Piasecki
    Pamiętajmy, że dzieci w szkołach miejskich są generalnie produktem swojego środowiska. 

Chodzenie do szkoły nie czyni rówieśników twoich dzieci lepszymi towarzyszami niż dzieci z sąsiedztwa. Oczywiście, jeśli ufasz nadzorowi nauczyciela bardziej niż swojemu własnemu, twoje dziecko może wyjść na tym lepiej.
Pamiętaj jednak, że nauczyciel nie może zazwyczaj zapewnić tak troskliwej opieki jak ty. Pamiętaj też, że dla małych, 7-8-letnich dzieci, twoje ciepłe, konsekwentne reagowanie na ich potrzeby jest najsilniejszym możliwym narzędziem pozytywnej socjalizacji. 


W kierunku negatywnego uspołecznienia

   Dziecko pozostawia za sobą relację jeden-do-jednego, jaką nawiązywało ze swoimi rodzicami, aby konkurować z wieloma rówieśnikami o uwagę nauczyciela. Ponadto angażuje się w niezdrową rywalizację o aprobatę rówieśników i przyjmuje podzielane przez nich wartości, czasem na całe życie. Szereg badaczy, m.in. Albert Bandura, John Condry, Michael Siman i Urie Bronfenbrenner, wskazuje, że jeszcze niecałe pokolenie temu nasze dzieci porzucały wartości wyznawane przez rodzinę i zwracały się ku wartościom wyznawanym przez rówieśników w wieku, w którym potrafiły już posługiwać się własnym rozumem.

Dziś podlegają [silnemu] wpływowi rówieśników już w przedszkolu.


    Janet Kastel, prowadząca seminaria dla nauczycieli w szeregu izraelskich kibuców, zauważa występującą u małego dziecka potrzebę samotności, której zaspokojenie umożliwia urzeczywistnianie własnych pomysłów. To w istocie czynnik kluczowy dla pozytywnych relacji społecznych - pewność siebie [zbudowana] bez ingerencji innych. 

Opisuje ona jak w kibucu, który nie jest [z natury] organizacją zorientowaną na rodzinę, dzieci nie mają nawet czasu ani miejsca, aby sobie samotnie popłakać, nie będąc skazanymi na obecność innych dzieci, przyglądających się czy nawet robiących sobie żarty. Dzieci przystosowują się do tego. I dorastają, coraz bardziej zależne od swoich rówieśników, pod każdym względem, emocjonalnie i społecznie. Inicjatywa i kreatywność są tłamszone. Zanim osiągną wiek dojrzewania, podejmowanie decyzji na własną rękę, bez aprobaty grupy, staje się dla nich doświadczeniem traumatycznym, do tego stopnia, że niektórzy całkowicie przestają podejmować takie decyzje. Faktycznie, stwierdza Janet Kastel, stają się doskonałymi żołnierzami.


  Należy zauważyć, że efektywność najlepszych przedszkoli zależy generalnie od tego, w jakim stopniu udaje im się naśladować dobry dom. Nasuwa się pytanie, dlaczego w takim razie należy w ogóle zabierać dzieci z ich własnych domów, o ile nie jest to absolutnie konieczne? 
    Piorunujący jest wpływ grupy rówieśniczej na małe dziecko, którego system wartości nie jest jeszcze dobrze określony; które nie nauczyło się jeszcze polegać na sobie samym; które nie czuje się do tego prawdziwie chciane i potrzebne. Jeśli dziecko nie miało czasu na to, by ukształtować własną niezależność, szybko uczy się naśladować zachowanie rówieśników i przyjmuje ich stosunek do życia.



Psycholog dziecięcy Urie Bronfenbrenner zauważa, że pozbawienie rodziny jej podstawowej roli w zakresie wychowywania dzieci „jest głównym czynnikiem grożącym załamaniem się procesu socjalizacji w Ameryce”. Zauważa on, że instytucje inne niż rodzina „stworzyły i utrwaliły podzielony na grupy wiekowe, a przy tym często niemoralny i antyspołeczny świat, w którym nasze dzieci żyją i dorastają”. A instytucjami, które w największym stopniu - ze względu na ich strukturę i ograniczoną troskę [o dzieci] - przyczyniły się do tych społecznie niszczących zjawisk, są nasze szkoły. 

    Stwierdzono, że dzieci uczęszczające do szkół podstawowych mają generalnie problemy z utrzymaniem poczucia własnej wartości. 

Donald Felker wskazuje, że samoocena dzieci wkraczających w mury szkoły i poddawanych naciskom pierwszych szkolnych lat systematycznie spada. Płynie z tego wniosek, że szkoła ze swej natury ma szkodliwy wpływ na obraz samego siebie u dziecka. Na poziomie piątej klasy samoocena dzieci zaczyna ponownie rosnąć. Szkoła jest trudnym doświadczeniem dla wszystkich dzieci, ale te, które rozpoczynają naukę z niską samooceną, są w szczególnie trudnej sytuacji. Innymi słowy, nacisk wywierany przez szkołę szczególnie negatywnie wpływa na te dzieci, które już i tak są w najmniej uprzywilejowanej sytuacji.

    Zauważmy, że na poziomie piątej klasy, czyli w wieku 10-11 lat, dzieci zaczynają odnajdywać same siebie. Jeśli te dzieci, o ile jest to możliwe, pozostaną w relacjach dwustronnych, jeden do jednego, w warunkach ciepłego, spójnego i odpowiadającego na ich potrzeby domu, będą miały o wiele więcej okazji do tego, by dojrzeć i ustabilizować swoją samoocenę. Jest jednocześnie mniej prawdopodobne, że szkoła im w tym przeszkodzi. W przypadku dzieci, które muszą korzystać z opieki poza domem, powinna być ona tak zbliżona do środowiska domowego, jak tylko jest to możliwe.

 

    W rzeczywistości, dzieci mogą przywiązać się do szczególnie atrakcyjnego wolontariusza lub zastępczego rodzica, który pewnego dnia po prostu nie przyjdzie z powodu urlopu lub choroby. I minitragedia gotowa. „Paradoksalnie - mówi Bronfenbrenner - im więcej ludzi naokoło, tym mniejsza szansa na głęboki kontakt”.

    Dla naszych małych dzieci [czas spędzony w przedszkolu] to czas przelotnych, przemijających relacji. Większość z nich nie potrzebuje aż tyle ekscytujących wrażeń, tak rozbuchanego środowiska społecznego, tak wielkiego widowiska różnorodności. Potrzebują ciszy, stabilizacji i związków z wybranymi osobami, nie osłabianych przez przedszkole, o ile tylko jest to możliwe. 

Jeśli nie możemy umożliwić im dorastania w domu, powinniśmy stworzyć dla nich środowisko tak zbliżone do domowego, jak to tylko możliwe. Nasze dzieci w o wiele większym stopniu polegają na swoich rówieśnikach dziś niż 10 czy 20 lat temu. Dotyczy to każdego wieku i poziomu nauczania. Rodzice, jak źródło informacji i bezpieczeństwa, stają się coraz mniej istotni. 

Martin Engel, który kierował Narodowym Centrum Pokazowym Opieki Dziennej (The National Day Care Demonstration Center), mówi: „To, że pozbywamy się naszych dzieci, nawet tylko częściowo, dociera do nich o wiele żywiej niż wszelkie nasze uzasadnienia, zgodnie z którymi przedszkole jest świetne dla dzieci ze względu na dobre kontakty z rówieśnikami, możliwość uczenia się czy budowania podstaw pod przyszłe życie w szkole i poza nią. Nawet najlepsza, najbardziej ludzka i zindywidualizowana opieka dzienna nie może wynagrodzić dzieciom uczucia odrzucenia, którego nieświadomie doświadczają.


    Wzrastająca liczba psychologów i psychiatrów uważa zależność od rówieśników za „zarazę społeczną” i kwestionuje obecnie niepotrzebne wysyłanie dzieci do przedszkola

Dr Bronfenbrenner zauważa na bazie swoich badań, że dzieci poniżej szóstej klasy, które spędzają więcej wolnego czasu z rówieśnikami niż z rodzicami i innymi dorosłymi, mają nikłe pojęcie o swoich rówieśnikach, rodzicach, samych sobie i swojej przyszłości. W ich przypadku większe jest również prawdopodobieństwo kłopotów w nauce. 
Zazwyczaj to oddzielenie rodziców od dzieci jest wyborem rodziców, nie dzieci. Glen Nimnicht, wcześniej główny psycholog programu Head Start [amerykański publiczny program edukacji wczesnoszkolnej - red.] , twierdzi dziś, że dziecko, którego matka nawet przez 20 czy 30 minut dziennie czyta mu lub bawi się z nim, wyjdzie na tym lepiej, niż gdyby spędzało kilka godzin dziennie w przedszkolu razem ze wszystkimi tymi małymi socjalizatorami.

    Wielu obawia się, że konsekwencją takiego rozumowania będzie pozbawienie nauczycieli pracy. Niekoniecznie. Społeczeństwo stoi dziś przez wielkim wyzwaniem związanym z określeniem istoty rodzicielskiej odpowiedzialności za edukację i wychowanie dzieci. Nauczyciele i ustawodawcy zdołali w jakiś sposób przekonać wiele matek i ojców, że szkoły mogą zastąpić rodziców. 


Największym wkładem nauczycieli [w reformę oświaty] może być przekonanie rodziców, że posiadają wyjątkowe przywileje i ponoszą wyłączną odpowiedzialność [za wychowanie i kształcenie swoich dzieci], a nie nakłanianie ich czy żądanie od nich zrzeczenia się owych przywilejów i odpowiedzialności poprzez niepotrzebną instytucjonalizację ich dzieci. 
„Musimy podjąć decyzję - sugeruje Sylvia Parmenter, matka z Royal Oak w stanie Michigan - czy nasze dzieci mają być własnością państwa od coraz wcześniejszych lat czy też ci z nas, którzy chcą, mogą zatrzymać je i ofiarować im ciepło i bezpieczeństwo, którego potrzebują w tych newralgicznych latach.

   



    Oczywiście nie wszyscy będą sobie mogli pozwolić na ten luksus. Ale dlaczego pozbawiać dzieci poczucia bezpieczeństwa, stabilizacji i poczucia własnej wartości - tak rzadko spotykanych wśród dzisiejszych dzieci - o ile nie jest to absolutnie konieczne? 


Odnosząc się do tych potrzeb, znany i uznany psycholog dziecięcy John Bowlby ze Światowej Organizacji Zdrowia, stwierdza, że nawet zły dom jest lepszy dla małego dziecka niż dobra instytucja [opiekuńcza].
Kiedy pierwszy raz to usłyszeliśmy, byliśmy zaskoczeni. Kiedy jednak uważnie przeanalizowaliśmy ponad 7 tys. opracowań dotyczących wczesnego dzieciństwa, przedyskutowaliśmy problem z wiodącymi autorytetami w zakresie związków dzieci w rodzicami i zbadaliśmy wiele domów i szkół, zyskaliśmy przekonanie, że John Bowlby nie jest daleki od prawdy. 
Jeśli chcesz mieć naprawdę społeczne, zrównoważone dziecko, ofiaruj mu ciepły, spójny i odpowiadający na jego potrzeby dom do momentu, aż osiągnie 8 czy 10 rok życia, o ile tylko jest to możliwe. 
Nie przejmuj się modnymi metodami kształcenia i wychowywania, po prostu bądź przy swoich dzieciach ograniczając do minimum wpływy z zewnątrz. To może wydawać się staromodne, ale czy nie jest takie również złoto? 



Dr Raymond S. Moore


Przekład: Dorota Konowrocka
Redakcja: Natalia Dueholm
Przekład publikujemy za zgodą dr. Moore'a.
Zdjęcia: Marcin Piasecki

Wycięłam kilka fragmentów. Całość tutaj:
http://www.edukacjadomowa.piasta.pl/moore.html

środa, 8 stycznia 2014

Mama - najlepszy zawód na świecie!!!

Czy warto przebywać z dzieckiem w domu?

Czy warto posyłać go do przedszkola?

Co tak naprawdę potrzebne jest dziecku?

Odpowiedź znajdziesz w tym i w kolejnych moich postach.




"Mama – najlepszy zawód na świecie" - audycja dla małżonków i rodziców w Radiu Maryja z dnia 16.02.2010r. (wybrane fragmenty i streszczenia)
Goście audycji: Mariola i Piotr Wołochowiczowie odpowiedzialni za Misję Służby Rodzinie w Polsce

M.W.: Wypowiedź feministki: „W społeczeństwie, w którym wszyscy biorą udział w wyścigu o władzę i pieniądze nie ma już miejsca ani czasu dla dzieci. (…) Myślę, że trudno nam będzie żyć w kulturze, w której nikt nie podejmuje się wczuwania w potrzeby drugiego człowieka.”
To jest jakiś znak czasu, że już nie tylko Kościół, ale feministka próbuje iść w zupełnie innym kierunku i mówi, że „Rozwiązaniem obecnych problemów byłaby zmiana filozofii życiowej. Praca nie jest całym światem, potrzebujemy mniej rzeczy i więcej czasu na życie i relacje z ludźmi.”

Wyczerpała się ta formuła, gdzie kobieta powinna być tylko i wyłącznie tą, która realizuje własną karierę zawodową.
Zawód matki jest bardzo ważny, bardzo ważny w perspektywie wieczności.

Jill Savage „Mama – najlepszy zawód na świecie” (wyd. Vocatio) – to książka, którą przeczytałam najpierw w języku niemieckim, choć oryginał jest w języku angielskim – autorka jest amerykanką.
Wszystkim zaczęłam przytaczać myśl zawartą w tej książce: wynagrodzenie zawodu matki jest przesunięte o co najmniej 18 lat w czasie, a my chcielibyśmy być wynagradzani dziś. Na początku nagrodą są uściski, rysunki, ale potem zbieramy żniwo.

P.W.: Mamy już dzieci dorosłe.
Dla nas było oczywiste od samego początku, że Mariola zostanie z dziećmi w domu, póki będą małe, że chcemy być z naszymi dziećmi, że możemy obniżyć standard życia, żyć z jednej pensji, ale że będzie to czas, który zainwestujemy w nasze dzieci.
Teraz jest czas, kiedy zbieramy nagrodę.

Na wszystkie czynności domowe matka może patrzeć tak: co dziś zrobiłam – przygotowałam pięć posiłków, zmieniłam sześc pieluszek, wstawiłam trzy prania, itd. Albo: to, co zrobiłam dzisiaj dla mojego dwulatka zaowocuje za 20 lat, zadecyduje o tym, kim będzie moje dziecko, jakim będzie człowiekiem, jaka będzie jego relacja z Bogiem.

Bycie matką, to nie znaczy, że to czas, w którym trzeba się przemęczyć, przetrwać, przeżyć i żeby te dzieci już poszły sobie z domu. Bycie matką, to rzecz trudniejsza, niż bycie księgową, niż bycie w jakimkolwiek innym zawodzie, to jest kształtowanie nowego człowieka – to właśnie oznacza zawód – matka. To coś, co można świadomie zaplanować, uczyć się jak to zrobić i wykonać to i mieć w tym sukces. Jest to pewna analogia do ścieżki zawodowej, tyle tylko, że praca zawodowa będzie się wiązała z awansem, z pensją, natomiast tutaj przy kształtowaniu drugiego człowieka wynagrodzenie jest za kilkanaście lat, ale ono jest. Ważne jest tu też wsparcie męża.

M.W.: Kilka haseł, które ukułyśmy wspólnie z mamami:
  • Stabilne osobowości kształtują się w domu.
  • Mamo, zostań ze mną w domu, to najlepsze dla mojego rozwoju.
To jest trochę pod prąd tego, co się w Polsce ostatnio lansuje.
Jest pęd do tego, by dawać dziecku wiedzę, kształcić różne umiejętności. Dziecko, na którym za wcześnie wymuszamy te rzeczy, nie jest w stanie tego udźwignąć – powoduje to, że gnie się, osobowość pęka, jak jabłonka, która musi dźwigać jabłka wielkie jak arbuzy.
Psychiatrzy biją na alarm. Dane:
30% dzieci poniżej wieku studenckiego ma myśli samobójcze
50% nie widzi sensu życia.
Psychoterapeutka niemiecka Christa Meves twierdzi, że to na skutek wczesnego oderwania dziecka od matki powstaje osobowość depresyjno-roszczeniowa.
James Dobson twierdzi, że dopiero w wieku lat dziesięciu dziecko jest na tyle dojrzałe, by oprzeć się presji grupy, ma kręgosłup moralny.

Wiemy, o czym mówimy, widzimy to jasno w różnych publikacjach, wynikach badań, ale przede wszystkim dlatego możemy się na ten temat wypowiadać, że nie tylko się nam udało, choć oczywiście nic nie ma bez łaski Bożej, że nasze dzieci są naszą wizytówką i możemy powiedzieć: zainwestowanie w dzieci, kiedy były małe, poświęcanie im dużej ilości czasu i jednocześnie stosowanie biblijnych metod wychowania w dyscyplinie i miłości, w równowadze, zaowocowało stabilnymi osobowościami.
Chcemy wszyscy, by nasze dzieci wyrosły na ludzi godnych zaufania, a dokładnie takich ludzi brakuje w Polsce. Możemy wychować dobrych polityków, prawych, dla których obrzydliwością będzie wszelka nieprawość. Możemy wychować dobrych liderów, przywódców w każdej dziedzinie, tylko my, rodzice musimy zainwestować i my matki nie powinnyśmy żałować czasu na „siedzenie” w domu z dziećmi.
Daliśmy sobie wmówić, że my nie jesteśmy kompetentni. Rodzice z miłości, a nie dlatego, że mają do tego przygotowanie, zajmują się dziećmi. To ma być relacja osoby z osobą, która przebywając z nami widzi wszystkie nasze zachowania, a nie tylko napełnianie wiedzą.
Nieraz nas nie było stać na różne rzeczy, ale decyzja była świadoma, ja nie idę do pracy poza domem, aby nasze dzieci były naprawdę zadbane, były naprawdę dopilnowane, to nie znaczy, że nie realizowałam innych swoich marzeń, ale moją pasją było przede wszystkim wychowanie dzieci. Dzieci czasem czegoś chciały, ale zapytane, czy mama ma iść do pracy poza domem, mówiły: „nie, nie, nie, to ja już wolę nie mieć, ale mamo bądź z nami”.
Teraz mamy dzieci, które stoją z nami w jednym szeregu mając po dwadzieścia parę lat, nie wstydzą się rodziców, wspierają nas.
Ludzie mówią, że nam się takie dzieci trafiły, nie, to nie jest tak, że nam się takie dzieci trafiły.

P.W.: To jest łaska, ale i wkład pracy i kwestia decyzji życiowych, pytania, co jest najważniejsze.

Fragment relacji pewnej matki:
„Pracowałam w dziale depozytów w ogromnym banku, właśnie miałam przed sobą wielki awans. I wtedy urodził się mój syn. I nagle wszystkie te depozyty razem z wydatnie powiększoną pensją straciły na atrakcyjności, stały się po prostu nudne w porównaniu z obserwowaniem rozwoju mojego dziecka.
Planowałam najpierw, że jak tylko mały skończy sześć tygodni wrócę do pracy. Ale do tego czasu zdążył mnie tak zafascynować, że za żadne pieniądze nie zostawiłabym go pod czyjąś opieką tylko po to, by robić karierę.
Rozmawialiśmy o tym z mężem świadomi, że nie będzie to najłatwiejsze pod względem finansowym, ale nigdy nie żałowaliśmy tej decyzji. Ustępstwa finansowe z naszej strony po prostu nie dają się porównać z tym, co zyskaliśmy jako rodzina.
Czy nie żal mi pracy zawodowej, kontaktu z innymi, posmaku zwycięstwa i sukcesu, który towarzyszy awansowi w pracy? Owszem, czasem ogarnia mnie takie uczucie. Ale ledwo mój syn obejmie mnie tymi pulchnymi łapkami uświadamiam sobie, że mój wybór był słuszny. Za to prawdziwy problem, to ludzie, którzy nie potrafią zrozumieć mojej decyzji. Przekonują mnie ile to tracę, że marnuję wykształcenie i doświadczenie. Jakoś nie potrafią pojąć, że wychowanie mojego syna to praca o wiele trudniejsza i o wiele bardziej satysfakcjonująca niż każda inna.”

M.W.: Nie da się osiągnąć ważnych celów przez wykonanie czegoś pobieżnie, cedując czegoś na podwykonawców.
Ważnych rzeczy dopilnowuje się osobiście.
Żeby dzieci były stabilne, godne zaufania, potrafiące skupić uwagę, wierzące, to trzeba włożyć w to pracę.
P.W.: Kiedy ludzie z perspektywy lat patrzą na swoje życie, gdy relacje z dziećmi są złe, nieraz żałują, widząc jaki koszt ponieśli nie rezygnując z kariery zawodowej, gdyby wiedzieli jaki koszt poniosą, to nie postąpiliby tak samo. Wołamy do tych, którzy mają jeszcze wszystko przed sobą: pamiętajcie o tych doświadczeniach i inwestujcie wasz czas w wasze maluchy tak bardzo, jak to tylko jest możliwe.

M.W.: Ważne jest, żeby jak najdłużej, przez pierwsze lata zostać z dzieckiem w domu.
Nawet najlepszy nauczyciel nie jest rodzicem, nie potrafi być prawdziwym lustrem miłości dla dziecka.

P.W.: Jak realizować bycie matką - narzędziem są Kluby Twórczych Matek, warsztaty.
Typowe obszary tematyczne:
- Co to znaczy bezwarunkowa miłość do dziecka, czyli - kocham cię dlatego, że jesteś moim dzieckiem, a nie dlatego że jesteś grzeczny, że spełniasz moje oczekiwania, że nasza miłość do dziecka nie może zależeć od jego zachowania. Natomiast ze względu na tę miłość potrzebujemy interweniować.
- To rodzic ma obowiązek wychować dziecko, nie może powiedzieć, że moje dziecko nie da się wychować, ja mam je ukształtować, ponieważ ono samo nie jest w stanie się wychować.
- Obszary wiedzy psychologicznej, typu: zrozumienie potrzeb, które ma dziecko, poczucie wartości, poczucie przynależności, poczucie możliwości i jak te rzeczy budować.
- Konsekwencje, jakie mogą ponosić dzieci, mogą to być konsekwencje naturalne, logiczne i też indywidualne - co dla jednego jest karą małą, dla drugiego może być bardzo bolesną.
- Podaruj swojemu dziecku kochających się rodziców - czymś co jest bardzo ważne i potrzebne to to, by ono widziało, że rodzice się kochają, że jest między nimi stabilna relacja, jeśli rodzice się kochają, to będzie w stanie czuć, że ono jest kochane przez rodziców.

M.W.: Kluby Twórczych Matek mogą tworzyć się wszędzie i na podstawie materiałów można prowadzić zajęcia.
Benedykt XVI - list "O pilnej potrzebie wychowania". Wszystkie trudności w wychowaniu dzieci nie są nieprzezwyciężalne.
Dzieci nie są inne niż kiedyś, nie są gorsze, tylko dziś się od nich nie wymaga.
Dzieci są dziś bożkiem dla rodziców.

Przy dobrym dopilnowaniu dzieci powinny stać się posłusznymi, ale i twórczymi jednocześnie.
Jeśli poświęcamy czas dzieciom, modlimy się za nie, to zasadniczo nie powinno się nic złego wydarzyć.
Skutkują metody + modlitwa + wsparcie innych mam.

P.W.: No i oczywiście miłość jest tym pierwotnym środowiskiem, najważniejszym przesłaniem "kocham cię tylko za to, że jesteś moim dzieckiem. Kocham cię tak samo mocno, gdy jesteś grzeczny i gdy jesteś niegrzeczny. Cieszę się, gdy masz dobre stopnie, martwię się, kiedy masz złe stopnie, ale kocham cię tak samo, bez względu na to, jakie masz stopnie i z każdą sprawą możesz do mnie przyjść, bez względu na to, co w życiu będzie".

Nie da się dobrze wychować dziecka za pomocą najlepszej niani i najlepszego przedszkola.

Obecnie jest duża presja na posyłanie dzieci do przedszkola.
Podano niedawno informację w telewizji, że Polska w Unii Europejskiej jest na ostatnim czy przedostatnim miejscu, jeśli chodzi o procent dzieci chodzących do przedszkola. My osobiście słysząc to ucieszyliśmy się, bo to jest dobrze.
Ostatnio usłyszeliśmy doniesienie, że Ministerstwo Edukacji Narodowej podpisało umowę z telewizją na popularyzację przedszkoli w serialach czyli, że MEN płaci za to, aby scenarzyści w serialach wprowadzali teksty, które będą promować przedszkole, że jak to warto i trzeba.
Powinno być zaznaczone, jak w normalnych reklamach, że to taka firma reklamuje to i to - wszyscy wiedzą, że ten czas antenowy wykupiono za pieniądze. Są artykuły w gazetach, które są podpisane - artykuł sponsorowany. Czy w takiej sytuacji również nie powinno być przy takim odcinku serialu napisane, że odcinek sponsorowany przez Ministerstwo, bo widz oczekuje, że scenarzysta pisze z własnej twórczości, ze robi to fair. A jeżeli okazuje się, że pewne elementy wprowadza, bo zostało to zamówione i wykupione, to widz powinien o tym wiedzieć.

Niektórzy uważają, że muszą iść do pracy, że jest to konieczność życiowa - dzieci są posyłane do przedszkola - w rzeczywistości nie wystarcza im na taki standard życia, jaki sobie życzą.
Trzeba tu zauważyć pewne priorytety - możemy żyć bardzo skromnie, ale inwestujemy wtedy w dziecko.
Wielu rodziców, gdyby zdawało sobie sprawę z tego jak negatywny wpływ będzie miało na dziecko takie oderwanie od domu rodzinnego, to by się na to nie zdecydowało.

Są pewne nieporozumienia, rodzice sądzą, że dziecko musi się socjalizować w grupie.
Zdrowe budowanie relacji jest bardziej możliwe w warunkach domowych, kiedy zaprasza się gości albo chodzi się w gości, czy są relacje na podwórku. Wpuszczenie w dużą grupę nie jest żadną socjalizacją, jest to dawanie ciężaru dziecku, którego nie jest ono w stanie znieść.
Rodzice uważają, że dziecko nauczy się przez pójście do przedszkola czegoś, czego nie nauczy się w domu. To zaczyna być najczęściej początek "wyścigu szczurów", dziecko na tym etapie nie potrzebuje osiągnięć, potrzebuje budować stabilną osobowość, więc ono nie nauczy się żyć w grupie idąc do przedszkola, tylko będzie jakoś starało się przeżyć, po prostu rozwój osobowości będzie zniekształcony.
Przedszkole może być rozwiązaniem dla samotnego rodzica, czy dla dziecka z rodziny, w której patologia jest daleko posunięta, dla którego przedszkole będzie wytchnieniem.
Natomiast w normalnej rodzinie nie ma najmniejszej potrzeby, a są wszelkie przeciwwskazania, żeby dawać dziecko do przedszkola.

M.W.: Z raportu Amerykańskiego Instytutu Zdrowia Dziecka i Rozwoju Człowieka.
Zaskakujące wnioski - badania wykazały, że występuje ścisły związek między ilością czasu spędzanego w placówkach a między jego zachowaniem, np.:
Dzieci, które nie były w domu tylko w przedszkolu były częściej nieposłuszne i agresywne, były takie nieprawidłowości w zachowaniu jak kłótliwość, skłonność do bicia, szczególnie słabszych i młodszych, skłonność do kłamstwa, wrzaskliwość, samochwalstwo. Ogólnie oceniono, że dzieci chowane w przedszkolu w przeciwieństwie do dzieci chowanych w domu sprawiają trzy razy więcej kłopotów wychowawczych.

Słuchacz: Nie można uważać matki za zawód.
P.W.: Chodzi tu o to, aby uświadomić społeczeństwu, że ta kobieta, która została w domu nie jest kimś, kto nie pracuje, kto nie ma zawodu, kto jest gorszy, nie jest formą bezrobotnej, tylko jest kimś, kto wykonuje pracę dla społeczeństwa.

Słuchaczka: Jestem mamą, która zrezygnowała z kariery zawodowej na rzecz wychowania własnych dzieci.
Macierzyństwo jest bardzo rozwojowe, ja odkrywam w sobie talenty, o które siebie nie podejrzewałam.
Nasza córeczka poszła teraz do szkoły i jest bardzo chwalona, dobrze sobie radzi, choć nie chodziła do przedszkola. Chyba jesteśmy mniejszością, te mamy, które rezygnują z kariery zawodowej.
M.W.: Media ukrywają, że w rzeczywistości jest tak, że tylko 41% matek z dziećmi poniżej 18 roku życia pracuje na pełny etat, a 32% pracuje w zmniejszonej liczbie godzin, 27% nie pracuje zawodowo - to są chyba dane o Europie.


P.W.: Posyłając dziecko do przedszkola musisz się liczyć z tym, że będzie ono kształtowane przez innych ludzi, a nie przez ciebie, a jeśli później dziecko jako nastolatek czy jako dorosły będzie miało problemy, to koszt ponosi rodzina, ale będzie to miało wpływ i na społeczeństwo.

Posyłając dziecko do przedszkola: zabierasz mu ostatnie lata beztroskiego dzieciństwa, możliwość spania tak długo, jak chce, teraz ma ostatni czas żeby być w domu i beztrosko bawić się, zabierasz mu czas, jaki mogłoby spędzić w domu, po prostu być razem z tobą, narażasz się na częstsze choroby, zwiększasz koszty prowadzenia domu, masz mniejsze możliwości dobrego gospodarowania, szukania przecen, wyprzedaży, robienia przetworów, tańszych zakupów, a jednocześnie płacisz za przedszkole.
Matka pracując zawodowo pracuje na dwóch etatach i to jest brzemię ponad siły, pracuje na zewnątrz i w domu - tak naprawdę - nie warto.

Słuchaczka: Córka posyła dziecko do przedszkola, choć jest w domu z młodszym dzieckiem, czy to jest dobre? Czy jako babcia mam prawo zwrócić uwagę dzieciom, co do postępowania z wnukami, np. co do modlitwy? Co Państwo myślą na temat serialu "Niania"?

P.W.: Generalnie jest tak, że rodzice mają Boży autorytet nad swoim dzieckiem, więc babcia może mieć głos doradczy, ale to rodzice decydują, to jest odpowiedzialność rodziców.
M.W.: Tworzymy właśnie książkę, której tytuł roboczy brzmi: "Jak sprawić, żeby nasze dzieci były wierzące".
P.W.: Ogólnie - psychologia świecka na przestrzeni lat stworzyła wiele kierunków wychowywania dzieci, często całkowicie ze sobą sprzecznych, od skrajnie autorytarnych do skrajnie poddających się dzieciom.
Boży model jest taki: fundamentem ma być bezwarunkowa miłość do dziecka, z drugiej strony egzekwowanie dyscypliny, czyli rodzice rządzą w domu i rodzice decydują, czyli wola dziecka, jeśli przeciwstawia się woli rodziców, musi być złamana. Jest bardzo ważne, że my mamy jako rodzice złamać wolę dziecka, ale nie mamy łamać jego ducha. I pod tym kątem mamy oceniać wszelkie metody, które proponuje dany serial. Chyba teraz jest etap, że coraz bardziej odchodzi się od fascynacji wychowaniem antyautorytatywnym, powiedzeniem, że dziecko samo się wychowa, że rodzice tylko przeszkadzają, zauważono, że to prowadzi do katastrofalnych skutków i psychologia coraz częściej zaczyna o tym mówić, że stawia się wymagania.

M.W.: Widziałam niewiele tych odcinków - część rzeczy zgadzała się z tymi biblijnymi modelami, które proponujemy w Klubach Twórczych Matek (zachęcamy do ich tworzenia przy każdej parafii).
Na pewno z częścią rzeczy z tego serialu zgadzaliśmy się, ale osobą, która to realizuje ma być rodzic, a nie niania, ale przede wszystkim nie ma być to na tyle podchwytliwe, żeby spowodować coś w dziecku, ale miłością i robieniem z dzieckiem rzeczy fajnych i jednością małżeństwa możemy spowodować, żeby dziecko chciało przyjmować nasz autorytet i nawet naszą stanowczość (surowość).
Prowadzący: a nie manipulować dzieckiem.

Słuchaczka: Jak się ma wykształcenie kobiet do chęci pozostania w domu z dzieckiem? Kobiety nie powinny zajmować miejsc w pewnych zawodach, np. w medycynie, skoro później muszą zajmować się dziećmi, tracą umiejętności.
M.W.: Myślę, że za nikogo nie możemy wyrokować, choć są to pewne dylematy.
P.W.: Należałoby postulować, żeby pewne zasady funkcjonujące w zawodach, np. tych lekarskich nie uniemożliwiały wychowania własnych dzieci.
M.W.: Jeśli część mam zostanie w domu to zmniejszymy bezrobocie wśród mężczyzn.
P.W.: Większość kobiet, które są w tych Klubach Twórczych Matek mają wykształcenie wyższe. Mają też świadomość, że po odchowaniu dzieci, będą jeszcze miały czas na pracę zawodową.
Gary Becker, laureat ekonomicznej Nagrody Nobla, dowiódł, że rodzina i praca w niej wykonywana przynoszą 30% dochodu narodowego i że w rodzinie kształtują się tak pożądane w gospodarce rynkowej cechy jak rzetelność, uczciwość, solidarność, zdolność do współpracy, poświęcenie, pracowitość czy zamiłowanie do porządku.

Kontakt z nami:
Fundacja Misja Służby rodzinie, www.msr.org.pl

Można też pisać listy:
Fundacja Misja Służby Rodzinie
skr. poczt. 27
02-788 Warszawa 126

lub e-mail: kontakt@msr.org.pl

Zachęcamy, żeby nas czytać w magazynie "Familia", pod koniec numeru mamy rubrykę "Pół żartem, pół serio", czasem "Mniej żartem, bardziej serio".
Zachęcamy tych, którzy maja jakiś problem, ale też tych, którzy chcą założyć Kluby Twórczych Matek ( na podstawie książek: wyd. Vocatio: Betty Chase, Mądra miłość; Jill Savage, Mama, najlepszy zawód na świecie). Pomożemy uruchomić to wysyłając zespół.
[Kontakt np. Joanna i Mariusz Dzieciątko 22-446-17-97]

Słuchaczka: Klub Twórczych Matek i warsztaty, w których uczestniczyłam bardzo dużo mi dały w wielu sprawach: kontakt z innymi mamami, wspólna modlitwa, poznałam zasady wychowania w dyscyplinie, "wymienianie" się dziećmi między mamami, co ostatecznie przekonało mnie, że moje dziecko nie potrzebuje przedszkola, umocnienie relacji małżeńskiej.

Słuchacz(mąż): Najważniejsze dla nas jest to, żeby podprowadzić nasze dzieci do Nieba.
Wymiar wiary - czasem bywa trudno finansowo, ale nigdy Bóg nie zostawił nas samych, dał możliwość dorobienia.
Jak można pogardzać zawodem matki, mówi się"kura domowa", skoro, ten zawód kryje w sobie tak wiele umiejętności: jest to i nauczyciel i pedagog, i psycholog, i kucharka, sprzątaczka, menadżer zarządzający finansami rodziny, doradca, rozjemca, itd.
Uważam, że mamy normalne, fantastyczne dzieci.
Słuchaczka(żona): Te dzieci lubią być z nami, lubią być w domu, bo my mamy dla nich czas.
Jest często presja, aby nie "siedzieć w domu". Ja mówię, że siedzę w domu, ale twórczo siedzę. Mam na myśli nie tylko wymyślanie różnych zabaw dzieciom, ale codzienną pracę, którą dzieci obserwują i w którą się włączają. Ja nie muszę siedzieć z dziećmi w domu, ja chcę być z nimi. Dzieci nie chodziły do przedszkola i nigdy nie widziałyśmy braków z tego powodu, wręcz przeciwnie - słyszeliśmy wiele pochwał pod ich adresem.
P.W.: Ważna jest jedność rodziców i poparcie męża, ważne jest, aby mężowie rozumieli, jak cenne jest to, że żona jest w domu z dziećmi.
M.W.: Żeby chwalili, wspierali żonę.
P.W.: Bycie mamą ma głęboki sens i wartość, to jest budowanie społeczeństwa, [zarówno wy, jak i każda taka rodzina kształci jednostki wybitne, bo stabilne przede wszystkim]. Ta ostateczna nagroda jest przesunięta o 20 lat, choć oczywiście już teraz widać owoce w dzieciach.
Jeżeli już nie możecie zostać w domu, to najmniej szkodliwe byłoby pozostawienie dziecka w domu, gdy ktoś przychodzi do niego, gorsze od pozostawienia dziecka w domu byłoby umieszczenie go w zaprzyjaźnionej rodzinie - czy u dziadków, czy u mamy, która pozostaje ze swoimi dziećmi w domu, najbardziej szkodliwe będzie oddanie dziecka do przedszkola.

Twoje dziecko woła: mamo, zostań ze mną w domu, to najlepsze dla mojego rozwoju!

Audycję można znaleźć na stronie: 
http://www.radiomaryja.pl/multimedia/mama-najlepszy-zawod-na-swiecie/