poniedziałek, 7 lipca 2014

Wywiad z dr Markiem Budajczakiem

ISTOTNA JEST JAKOŚĆ, A NIE ILOŚĆ EDUKACJI!

Z dr Markiem Budajczakiem, pionierem polskiej edukacji domowej i autorem książki „Edukacja domowa” rozmawia Sylwia Pikula
(...)
— Czy może więc Pan w skrócie opowiedzieć naszym Czytelnikom, na czym polega istota edukacji domowej i jak narodził się pomysł tej formy kształcenia? W jaki sposób może się odbywać?
— Edukacja domowa to taka forma spełniania powszechnego obowiązku nauki, w której odpowiedzialność za kształcenie własnych dzieci przyjmują na siebie ich rodzice. Dzieci takie uczą się zasadniczo we własnym domu, bez uczęszczania do szkół, tak publicznych, jak i niepublicznych. Współczesny renesans tej odwiecznej przecież praktyki (powszechną szkołę jako pierwsze w świecie wprowadziły Prusy dopiero w XIX wieku!) datowany jest na początek lat osiemdziesiątych minionego wieku, kiedy zaczął się organizować ruch „homeschoolingu” w USA. Edukacja domowa może się odbywać na każdy edukacyjny sposób, przy wykorzystaniu wszystkich konstruktywnych narzędzi i okazji. I tak np. możliwe jest stosowanie zasobów internetu pod warunkiem, iż nie są one z zasady „negatywne”. Rodzic zawsze ma możliwość decydowania o użyciu internetowych „filtrów”.
(...)
— Te wszystkie czynniki mają wpływ na rodziców, potencjalnych realizatorów edukacji domowej. Jakie Pana zdaniem są najczęstsze obawy rodziców, a jakie nadzieje z nią zawiązane?
— W świecie kultywującym mit profesjonalizmu główne obawy rodziców dotyczą ich potencjalnej niewydolności edukacyjnej. Nadzieje zaś wiązane są ze świadomością wartości indywidualizacji w kształceniu – ona właśnie daje szansę na rozwijanie talentów dziecka i wspieranie go w pokonywaniu osobistych ograniczeń. Druga rzecz to przekonanie, że świadoma formacja duchowa jest konstruktywna indywidualnie i społecznie.
(...)
— Od kiedy według Pana dzieci powinny być objęte obowiązkiem szkolnym, także w kontekście edukacji domowej?
— Mnie sprawa wydaje się oczywista: konsekwentnie najefektywniejszymi w świecie – co trzykrotnie już zmierzono w teście OECD PISA – są systemy oświatowe Finlandii i Korei Płd. W obu tych krajach „zerówka” jest nieobowiązkowa, a dzieci rozpoczynają naukę w 7 roku życia. Co więcej, niewielu rodziców obu tych krajów (odpowiednio: 39% i 17,5%) posyła trzy-, czteroletnie dzieci do przedszkoli. Istotna jest jakość, a nie „ilość” edukacji!
(...)
— Jak w takim razie ocenia pan przyszłość edukacji w szkołach publicznych?
— Albo się zmieni, albo dalej będzie, niekiedy toksycznym, niekiedy wprost destrukcyjnym pozorem.
— A czy nie jest przypadkiem tak, że homeschooling może mieć negatywny wpływ na proces socjalizacji dziecka? Niektórzy uważają przecież, że już samo wysłanie dziecka do przedszkola pomaga mu później w nawiązywaniu kontaktów z innymi ludźmi, szczególnie jeśli chodzi o jedynaków.
— Własne doświadczenie, jak i wszystkie dostępne mi wyniki badań wskazują na efekt wprost przeciwny: dzieci edukacji domowej są pozytywnie uspołecznione – dysponują rozwiniętymi kompetencjami społecznymi i w wyższym niż ich „szkolni” rówieśnicy stopniu angażują się w działania prospołeczne. Skądinąd nie są zamknięte w klatkach, a z kolegami spotykają się na podwórkach i w konstruktywnych pozaszkolnych grupach zorganizowanych (np. dla moich dzieci były to grupy: „Dzieci Maryi” i ministrantów).
(...)
— Od dzieci wymaga się zdawania egzaminów, a czy rodzice chcący samodzielnie edukować swoje dzieci są objęci jakimiś szczególnymi wymogami?
— Z konstytucyjnego punktu widzenia byłoby aktem dyskryminacji żądanie, aby rodzice spełniali jakieś wymogi. Co więcej, wyniki badań w tym odniesieniu wykazują jednoznacznie, iż poziom zamożności, formalnego wykształcenia rodziców czy dysponowanie przez nich uprawnieniami nauczycielskimi nie mają żadnego związku z wynikami egzaminacyjnymi ich dzieci. Jednoznacznie pozytywnymi, dodajmy.
— Jakie inne pozytywne aspekty edukacji domowej oprócz wyników osiąganych na wspomnianych przez Pana egzaminach można jeszcze wskazać?
— Walorów edukacji domowej jest wiele. Rozkładają się one w trzech grupach efektów: po pierwsze, dzieci są bezpieczne fizycznie i psychicznie, które to bezpieczeństwo jest niemożliwe do zapewnienia w szkole. Kształcenie w zakresie wiedzy i umiejętności postępuje w domu sprawnie, będąc adekwatnie „przykrojonym” do kondycji konkretnego dziecka. Rodzice szczególnie cenią sobie możność kontrolowania budowania przez ich własne dziecko konstruktywnego systemu wartości, przez rodziców podzielanego. Do tych wartości, niekiedy otwarcie postponowanych w warunkach szkoły, należą wartości rodzinne i religijne. Edukacja domowa jednoznacznie wzmacnia więzy rodzinne.
Tym, którzy uznaliby to rodzicielskie roszczenie za prowadzące bezpośrednio do „indoktrynacji”, należy powiedzieć, że każdy rodzaj spójnego przekazu edukacyjnego (niespójny generuje tylko chaos) ma charakter indoktrynacyjny. Jeśli ktokolwiek miałby mieć prawo do określania światopoglądu dziecka, to nie tylko z uwagi na konieczność wieloletniego obcowania z tym dzieckiem, są to jego rodzice. Nawet prawa międzynarodowe bez zastrzeżeń konstatują ten przywilej.
(...)
Wywiad został przeprowadzony w kwietniu 2008 roku.
---------------------------------------------------------------------
Całość artykułu:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz